Kuba już w domu. Niesamowity wyczyn.

Z buta na rysy (2)Jak już wszyscy zapewne wiedzą, bohater akcji Z Buta na Rysy, Kuba Kacprzak, w sobotę zameldował się na najwyższym szczycie Polskich gór. Taki piękny koniec miała 3 tygodniowa akcja, podczas której Kuba marszobiegiem pokonał 700 km ciągnąc za sobą wózek z niezbędnym do życia ekwipunkiem. Wszystko miało na celu wesprzeć zbiórkę pieniędzy na remont centrum rehabilitacji w powiatowym szpitalu w Radomsku. Oto fragmenty naszej krótkiej pogawędki:

Kuba, jak samopoczucie po tak wyczerpującym wyzwaniu?

Zmęczenie oczywiście jest ogromne i nie jestem jeszcze zregenerowany, natomiast byłem już dzisiaj oddać krew więc chyba ogólnie wszystko ok.

Opowiedz nam co ciekawego spotkało Cię podczas podróży.

Bardzo ciekawą sytuację miałem w Tczewie. Dzień jak co dzień, ciągnę sobie wózek przez miasto, miałem na sobie strój moro. W pewnym momencie zrównałem się z jakimś panem, który miał na sobie również morówki i też ciągnął wózek, tylko ze złomem. Popatrzeliśmy na siebie wymownie po czym ruszyliśmy wspólnie w drogę wymieniając się swoimi doświadczeniami życiowymi. Bardzo sympatyczna sytuacja i świetnie musiało to wyglądać z perspektywy osób trzecich.

Były jakieś nieprzyjemności?

Tak, cała droga z Łodzi do Piotrkowa Trybunalskiego była udręką. Przez pewien odcinek, bodajże 30 km, urywa się droga nr 91 i trzeba ten fragment przejść słabszymi nawierzchniami. Do tego cały dzień była plucha i błoto, z każdym przejazdem auta musiałem chować się na pobocze, kierowcy trąbili. Tego dnia dotarłem do celu dopiero po 12 godzinach, przyznam szczerze, że byłem wykończony. Ale wytrwałem psychicznie i potem było już z górki. 

Jak reagowali ludzie na chłopaka ciągnącego wózek z napisem "Z Buta na Rysy", zaczepiali?

Najczęściej na wsiach, w dużych miastach raczej nie było większego zainteresowania, może poza Łodzią, gdzie spotkałem swoich znajomych przypadkiem. Na początku podróży, w Biedronce, zaczepił mnie miejscowy, który stwierdził, że widział mnie w TVP Gdańsk. Z miejsca zaproponował nocleg. Skorzystałem.

Najmilej oczywiście było w Radomsku. Dużo ludzi mnie witało i okazało wsparcie, co dodało mi jeszcze więcej sił do osiągnięcia celu. O dziwo do Radomska z Kamieńska przybiegłem za szybko i musiałem się cofać. Żart oczywiście.

Były momenty zwątpienia? Aura i zmęczenie dały się we znaki?

Pomijając zdenerwowanie w drodze do Piotrkowa to nie, nie było typowego kryzysu. Najtrudniejsza była już sama wspinaczka na Rysy, w pewnym momencie zboczyliśmy z trasy i nie do końca wiedzieliśmy gdzie jesteśmy.

Jak sprawował się sprzęt?

Na wyprawę zabrałem ze sobą buty biegowe i treki. Spokojnie dały radę. Najwięcej problemów, zgodnie z przewidywaniami, było z wózkiem. Raz pękła nawet rama, kilka razy łapałem kapcia. Ciekawa sytuacja była w Mrzygłodzie, dętka już była kilka razy klejona i znów zaczęła przepuszczać powietrze. Mała mieścina, niedziela, wszystko pozamykane. Na szczęście zwróciłem się z prośbą o pomoc jednego z miejscowych. Dętka już nie nadawała się do klejenia więc garażowym sposobem pan wpadł na pomysł pozbycia się jej zupełnie i wpuszczenia do opony pianki montażowej. Niestety ten genialny patent też się nie sprawdził więc pod nóż musiał pójść rower dziecięcy, który akurat miał takie same koła jak mój wózek.

Czy znany już jest wynik akcji?

Oficjalne wyniki mają być podane w środę ale już teraz dochodzą mnie słuchy, że warto było.

Kuba, jaki pomysł na kolejne wyzwania?

Póki co drugi raz spróbuję dopłynąć kajakiem na Woodstock. A potem zobaczymy...

 

Z buta na rysy (1)Z buta na rysyZ buta na rysy (4)

Śledź nas na facebooku Obserwuj nas na Instagramie